Kibicu, nie pluj na Williamsa

Wczoraj około południa stało się to, na co wszyscy czekaliśmy od dobrych dwóch miesięcy – Williams ogłosił swój skład kierowców na sezon 2018 i do tego momentu chyba tylko nieliczni trwali w ślepej nadziei, że to Robert Kubica będzie partnerem Lance’a Strolla w nadchodzącym czempionacie.

Kibicu, nie pluj na Williamsa
Podaj dalej

Już od paru tygodni z różnych źródeł docierały do nas informacje, jakoby to Sergiej Sirotkin miał objąć posadę drugiego kierowcy w Williamsie.

Internet zalała fala hejtu, komentarze odnoszące się do rosyjskich pieniędzy i „żałośnie” zarządzanej ekipy Williamsa.

Otóż – mój drogi Internetowy napinaczu – stajnia z Grove to jedna z nielicznych, prywatnych ekip, która do dziś radzi sobie w wielkim, nieprzyjemnym finansowo światku Formuły 1. Raz lepiej, raz gorzej. Czasami trzeba pójść na kompromis, który być może w oczach wielu polskich kibiców objawił się właśnie zakontraktowaniem Rosjanina, ale z obelgami w kierunku Claire Williams i spółki radziłbym przyhamować.

Przede wszystkim – o czym mówi sam Robert – tylko stajnia z Grove zaufała krakowianinowi, dając mu do dyspozycji najnowszy bolid w trakcie oficjalnych testów opon. Teraz wiemy już, że będzie również jeździł w trakcie arcyważnych przedsezonowych testów, na które teamy mają tylko 8 dni. To znaczy, że Williams traktuje Kubicę poważnie. A nie jak chłopca do „czarnej roboty”.

Dzięki posadzie trzeciego kierowcy, Robert będzie podróżował z zespołem na wszystkie Grand Prix w kalendarzu, będzie miał duży wpływ na to, jakim bolidem okaże się FW41. Co najważniejsze, Kubica w trakcie najbliższego roku wkroczy w rytm kierowcy Grand Prix – zajęte weekendy, samoloty, zmiany stref czasowych. To będzie kolejny ważny test dla krakowianina, który z całą pewnością zda śpiewająco.

Ponadto, chciałbym również przypomnieć, że swoją karierę w Formule 1 Kubica zaczynał dokładnie od tej samej roli, choć wtedy jeszcze bez doświadczenia i wielkiego autorytetu. W połowie sezonu 2006, gdy Jacques Villeneuve przestał prezentować zadowalający Mario Theissena poziom, do bolidu wskoczył Robert.

Podobnie było z Sebastianem Vettelem, którego kariera również nabrała tempa po wypadku Kubicy w Kanadzie 2007. Następne Grand Prix Robert, choć bardzo nie chciał, musiał pauzować z powodu skręconej kostki – do bolidu wskoczył ówczesny, lokaty i nieopierzony kierowca rezerwowy, zdobywając punkty w swoim debiucie na torze Indianapolis.

To, że Kubica będzie brał aktywny udział w rozwoju bolidu wynika nie tylko z jego ogromnego doświadczenia, kultury pracy i wiedzy, ale także z braku powyższych u dwóch podstawowych kierowców.

Bądźmy, wzorem naszego rodzynka w Formule 1, cierpliwi. Dajmy Robertowi szansę w spokoju wykonywać swoją pracę, a to prędzej czy później opłaci się nie tylko jemu, ale i nam, kibicom.

Tagi: F1, Williams, Kubica

 

Przeczytaj również