Rząd planuje nam wakacje
Wedle pomysłu Ministerstwa Sportu wakacje miałyby trwać od połowy czerwca do połowy września. Zaczęłyby się zatem niemal dwa tygodnie wcześniej i dwa tygodnie później skończyły. Jedna połowa polski rozpoczęłaby je i zakończyła wcześniej, druga połowa później. Taka decyzja ma być ”ratunkiem” dla branży turystycznej, której ostatnio nie powodzi się tak dobrze jak kiedyś.
I choć mowa tylko o dwóch tygodniach, to słychać głosy jakby miała się dokonać rewolucja, która ozłoci wszystkich. – Myślę, że zmniejszyłoby korki i kolejki do atrakcji turystycznych, a z drugiej strony byłaby większa dostępność miejsc noclegowych, czy tych atrakcji. Dlatego zdecydowaliśmy się, jako gminy górskie poddać takie rozwiązanie pod dyskusję – powiedział dla RMF24.pl pod koniec listopada Roman Krupa, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia i wójt gminy Kościelisko.
Prawda jest jednak taka, że ludzie i tak bez względu na rozpoczęcia okresu wakacyjnego, zaczynają je bardzo często po prostu wcześniej. A to z racji tego, że w czerwcu mogą liczyć na jeszcze niższe ceny, niż w lipcu czy w sierpniu. Jeżeli zmieni się termin i wakacje rozpoczną się wcześniej, to ceny pójdą w górę, a więc chętnych będzie znów ubywać. To samo tyczy się początku września.
W Polsce jest po prostu za drogo
Nie ma co się oszukiwać – wakacje w Polsce to droga inwestycja. Oczywiście można spędzić je naprawdę bardzo tanim kosztem i to na swój sposób jakoś się uda. Ale jeżeli mówimy chociażby o standardowych zwykłych wakacjach, to i tak taniej bądź w podobnej cenie jest wybrać się do innego kraju. W podobnej cenie będzie przelot samolotem i all inclusive, czyli można jeść i pić do oporu.
Tutaj bardzo często trzeba samemu zadbać o własne posiłki, a ceny w sklepach nad morzem czy w górach nie są tanie. Można żywić się w restauracjach, ale na to trzeba także mieć pieniądze. Pomysł przedłużenia wakacji nie ma żadnych logicznych podstaw. W dodatku trzeba pamiętać tutaj o najbardziej zainteresowanych, a więc dzieciach.