Długo, a nawet bardzo długo kierowcy czekali, aby odzyskać należne im pieniądze za paliwo. Zwłaszcza w ostatnich latach odczuwali znaczącą różnicę, kiedy to diesel i benzyna dość wyraźnie podrożały. A mając na uwadze, że wzrosty cen dalej są na horyzoncie, to tym bardziej zmiana była koniecznością. Tyle tylko, że czy na taką zmianę w odzyskaniu pieniędzy wszyscy liczyli?
Zwrot za paliwo

17 stycznia w życie wchodzi nowa kilometrówka. Tak naprawdę to pierwsza zmiana od 16 lat, choć w tym czasie paliwo już wielokrotnie zmieniało bardzo znacząco swoją cenę. Choć zmiany wprowadzono bardziej korzystne dla osób, które wykorzystują samochód prywatny do celów służbowych, to jednak to idealnego rozwiązania wciąż bardzo daleka droga.
Nowy projekt mówi, że maksymalne stawki kilometrówki wyniesie za przejechanie 1 km z 0,5214 do 0,89 zł dla samochodu osobowego o pojemności skokowej silnika do 900 cm sześc. Z 0,8358 do 1,038 zł dla samochodu osobowego o pojemności skokowej silnika powyżej 900 cm sześc. oraz z 0,2302 do 0,69 zł dla motocykla, oraz z 0,1382 do 0,42 zł dla motoroweru.
Gołym okiem widać, że najbardziej opłacalne jest podróżowanie… jednośladem. Tutaj procentowo najwięcej zyskali kierowcy, którzy prowadzą motocykl czy motorower. Dziwić może natomiast zmiana stawek w przypadku samochodów, bowiem dla wszystkich paliwo kosztuje tyle samo, a wzięta została pod klucz pojemność silnika. Niestety nie ma to do końca realnego przełożenia na ponoszone straty przez kierowców.

Są też limity
Nie da się na kilometrówce za paliwo zbić majątku, bowiem ustawodawca ustalił pewne limity.
- 300 km — do 100 tys. mieszkańców
- 500 km — ponad 100 tys. do 500 tys. mieszkańców
- 700 km — ponad 500 tys. mieszkańców
Tym samym choć niewątpliwie takie rozwiązanie powstało, to ma jednak ono wiele wad i wciąż pozostawia dość mocne ograniczenia. Jedno w tym wszystkim jest pewne – kierowcy będą i tak stratni na tym, że używają własnego samochodu. Tyle tylko, że ta strata będzie już nieco mniejsza, niż była wcześniej.
