W całej Europie, a co za tym idzie również w Polsce, wciąż często dochodzi do wypadków drogowych związanych z przekroczeniem maksymalnej prędkości. Dzieje się tak głównie w obszarach zabudowanych, gdzie nagminne łamanie przepisów ruchu drogowego skutkuje szkodami zarówno dla kierowcy, jak i pasażerów i pieszych. Dlatego właśnie górne limity prędkości w miastach są co jakiś czas zmieniane. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Jak podkreślają eksperci oraz działacze na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ryzyko śmierci w przypadku pieszego potrąconego przy prędkości 50 km/h, jest pięć razy większe, niż w przypadku potrącenia przez samochód jadący z prędkością 30 km/h. To sporo. Oczywiście zależy to też od wielu czynników, ale jeden jest szczególnie istotny – chodzi o to, czy szosa znajduje się na obszarze zabudowanym, czy nie.
W tym pierwszym przypadku należy wziąć pod uwagę to, że ulice biegnące przez miejscowości, w których mieszkają ludzie, znacznie potęgują ryzyko spowodowania niebezpiecznej sytuacji na drodze. Nic więc dziwnego, że górne limity prędkości w obszarach zabudowanych cały czas są przedmiotem wielu sporów i dyskusji na linii – ustawodawca – kierowca – pieszy. Główne kontrowersje dla drugiej wspomnianej grupy budzi właśnie prędkość, wszak jak powszechnie wiadomo – każdemu gdzieś się spieszy. W końcu więc ktoś postanowił coś z tym zrobić.
Nowe prawo weszło w życie w niedzielę
Walijscy kierowcy muszą przyzwyczaić się do poważnych zmian. Kraj ten – będący częścią Wielkiej Brytanii, ale ustanawiający wiele własnych przepisów – obniżył ograniczenia prędkości w miastach z 30 mil na godzinę (48 km/h) do 20 mil na godzinę (32 km/h). W niektórych angielskich, szkockich i walijskich miastach i wioskach obowiązuje już dolny limit na wybranych drogach, ale Walia jest pierwszym krajem w Wielkiej Brytanii, w którym domyślna dopuszczalna prędkość maksymalna na obszarach miejskich wynosi właśnie 32 km/h.
Nowe ograniczenie prędkości weszło w życie w niedzielę, a działacze na rzecz bezpieczeństwa twierdzą, że może to oznaczać o 20 tys. mniej ofiar w ciągu najbliższych 10 lat. Wskazują na dowody, które przedstawili ratownicy medyczni. Te wykazały, że prawdopodobieństwo śmierci osoby potrąconej przez samochód jadący z prędkością 30 mil na godzinę jest pięć razy większe niż w przypadku osoby potrąconej przez samochód jadący z prędkością 20 mil na godzinę. Dane RAC sugerują, że samochód jadący z prędkością 20 mil na godzinę potrzebuje 12 metrów na zatrzymanie, ale odległość ta prawie się podwaja do 23 m., jeśli prędkość wzrośnie do 30 mil na godzinę.
Walijscy kierowcy są podzieleni w sprawie nowych przepisów. Niektórzy opowiadają się za dolnym limitem i pochwalają wysiłki na rzecz ograniczenia liczby ofiar śmiertelnych i wypadków na drogach. Z kolei inni postrzegają to jako atak na kierowców. Twierdzą bowiem, że wydłuży to czas podróży w miastach do kilu dodatkowych minut.
Głos zabrał premier
Premier Walii Mark Drakeford powiedział BBC News, że przyzwyczajenie się do nowych przepisów zajmie ludziom trochę czasu, co można porównać do zmiany nastawienia w kontekście do niedawno znowelizowanych w Walii przepisów odnośnie prowadzenia pojazdów po spożyciu alkoholu.
„Pamiętam, kiedy wprowadzono alkomat. Wówczas wielu osobom dalej wydawało się, że można spędzić noc w pubie, a potem prowadzić samochód” – powiedział Drakeford. „Nigdy nie pomyślelibyśmy o powrocie do tego teraz”.
Walia nie jest jedynym krajem, który obniżył limity prędkości w miastach. Hiszpania dokonała podobnej zmiany w 2021 r. i odnotowała 14-procentowy spadek liczby ofiar śmiertelnych na drogach. W wielu miastach w innych krajach europejskich obowiązują już ograniczenia do 30 km/h.