Będzie zakaz sprowadzania samochodów?
Mam czasami takie subiektywne wrażenie, że Unia Europejska chce nam obrzydzić życie. Zakazać wszystkiego, co lubimy, co nam się podoba i co szanujemy. Przykład? Nie trzeba szukać daleko – chociażby zakaz samochodów spalinowych, który ma zacząć obowiązywać w 2035 roku. Prawie nikt z nas tak naprawdę tego nie chce. Obawiamy się aut elektrycznych. Nie jesteśmy co do nich przekonani. Chcielibyśmy normalności. Samochodów spalinowych, prawa do wyboru – swobody wyboru. Dlaczego ktoś ma taką potrzebę, aby nam rozkazywać?

Gdyby te samochody elektryczne były tak wspaniałe, to ludzie przecież sami by się do nich przesiedli. Ale na razie tego nie robią. Na razie to są jakieś małe procenty. Zdecydowana większość aut, które widujemy na drogach, to sprawdzone auta spalinowe. Natomiast ktoś chce to zmienić. Ktoś chce odebrać nam wolność wyboru i zmusić nas do czegoś, co sam uważa za stosowne. Nikt nie słucha głosu ludzi – to jest nieistotne. Ma być zakaz. Zakaz sprzedaży aut spalinowych! Jeśli ci się to nie podoba, to masz problem. Nikt nie pyta cię o zdanie. Unia zadecydowała za ciebie.
To takie stopniowe odbieranie smaku w życiu. Po trochu, po kolei biorą się za wszystko. Wszystko co lubimy i co jest dla nas po prostu – fajne. Ale to wciąż nie wszystko. Teraz dobierają się do tego, że Europejczycy sprowadzają sobie samochody z innych kontynentów. Na przykład… z Ameryki Północnej, a konkretniej ze Stanów Zjednoczonych. Czy i to wkrótce zostanie nam zakazane? „Bo tak i już”? O co chodzi im tym razem? Dlaczego znowu czują tak potężną potrzebę tego, aby coś uregulować? Coś, co od zawsze działało normalnie i żadnych innych regulacji nie wymagało?
Nie sprowadzisz sobie samochodu… bo jest „niskiej jakości”?
„Europejska Rada Bezpieczeństwa Drogowego nie jest zadowolona z wymagań, jakie Komisja Europejska stawia samochodom „ściąganym” ze Stanów Zjednoczonych” – czytamy na wstępie artykułu zamieszczonego na portalu „autokult.pl”. O co znowu chodzi? A no o to, że według unii te auta nie mają wszystkiego tego, czego najbardziej widocznie potrzebują. „Ostrzeżenia o braku uwagi kierowcy, automatycznego hamowania przed pieszym czy cyklistą, systemu eCall, utrzymania pasa, inteligentnego asystenta prędkości, czy stabilizacji toru jazdy” – czytamy na „autokult.pl”.
No i w zasadzie… to co z tego? Nie mają masy zbędnej według wielu kierowców elektroniki. Czegoś, czego nienawidzą w nowych autach. Czegoś, przez co tęsknią za tą trochę starszą motoryzacją. Nagle pojawili się unijni specjaliści, według których auta ze Stanów są „niskiej jakości” a duże pick-upy i SUV-y przyczyniają się do „wzrostu liczby zgonów pieszych”. Naprawdę? Ktoś poważnie przedstawił publicznie i oficjalnie taki pogląd? A może po prostu wystarczy dać ludziom wybrać samemu?
Nie pasuje ci – nie kupuj…
Może zróbmy tak, jak działało to zawsze, co? Może zostaniemy przy tym, że to kierowca zadecyduje o tym, jaki kupi sobie samochód? Kierowca, który ma tym samochodem jeździć, a nie jakiś polityk czy inny ekspert? Jeśli komuś coś nie będzie pasowało, to tego samochodu nie kupi. A jeśli mu będzie pasowało, to kupi. Czy to naprawdę takie skomplikowane? Jeśli ktoś będzie chciał, kupi sobie auto elektryczne. A jeśli będzie chciał sobie sprowadzić auto ze Stanów, to sobie sprowadzi. Dlaczego ktoś ciągle czuje potrzebę tego, aby decydować za nas?