To prawdziwy paragon grozy! Tyle pieniędzy? Czy to jakiś żart? Uwierzysz w to, ile trzeba zapłacić?

Paragon grozy – to stwierdzenie, które pojawia się w polskich mediach niezwykle często. Szczególnie, kiedy mamy ogólnie rozumiany „sezon turystyczny”. W niektórych miejscach – jak na przykład nad morzem – są to miesiące wakacyjne. W górach dochodzi do tego jeszcze zima i okres, w którym trwają ferie. I wtedy do sieci trafia multum paragonów grozy. Zastanawiam się tylko, dlaczego?

wybory 500 plus
Podaj dalej

Paragon grozy. Jak uniknąć rozczarowania?

Szczerze mówiąc, to trochę nie rozumiem fenomenu tego tematu. Kompletnie nie rozumiem, skąd to się wzięło i dlaczego cieszy się to tak ogromną popularnością. Praktycznie codziennie przeglądając portale informacyjne widzimy kolejne paragony. Ludzie skarżą się, że jest bardzo drogo. Nie dowierzają, ile przyszło im zapłacić za danie, które sobie zamówili w restauracji. I jak już wcześniej podkreśliłem – trochę tego nie rozumiem. Przecież… istnieje coś takiego, jak menu. Jak karta dań…

paragon grozy paragony koszt cena
fot. pixabay

Schemat zazwyczaj jest przecież identyczny. Wchodzisz do restauracji, zajmujesz miejsce i do rąk dostajesz menu. Przecież to nie jest tak, że ty nie wiesz, ile będzie kosztowało danie. Wiesz – wszystko jest zapisane, pozycja po pozycji. Masz cały cennik. Wiesz, ile kosztuje ryba, kurczak, piwo, pepsi, frytki i tak dalej. W wielu miejscach menu znajdziemy już przed wejściem do restauracji. Można szybko rzucić okiem. Po pierwsze sprawdzić, co w tym menu jest, a po drugie, ile to kosztuje.

To jest moment, w którym podejmujesz decyzję. Jeśli dania oraz ich ceny ci odpowiadają – zostajesz. Natomiast jeśli ci nie odpowiadają – wychodzisz, idziesz dalej i szukasz innego miejsca. Nikt nie każe ci zamawiać dań w miejscu, które ci nie odpowiada. W każdym miejscu da się znaleźć coś dla siebie. Jedni potrzebują usług premium, a dla innych nie ma to żadnego znaczenia. Chcą zjeść szybko, tanio i ruszać dalej. Jedni wolą spaghetti, a drudzy dorsza. Jedni zaakceptują danie za 150 zł, a drudzy nie zaakceptują nawet takiego za 40 zł.

Gdzie leży problem?

Mam wrażenie, że niektórzy robią to specjalnie. Widzą ceny, ale mimo wszystko zamawiają danie, żeby później sobie ponarzekać w mediach społecznościowych. Bo taka jest chyba moda, nie do końca rozumiem. Jeśli przejrzałeś sobie kartę dań, zapoznałeś się z nią i zamówiłeś danie, to nie możesz mieć później do nikogo pretensji. Wyłącznie do samego siebie. To ty decydujesz co zjesz i za ile pieniędzy. Nikt nie poda ci najdroższego dania i nie każe za nie zapłacić, jeśli ty go sobie nie zamówisz.

Oczywiście rozumiem, że podłoże całego problemu może być też inne. Takie, że akceptujesz ceny, zamawiasz… ale później mimo wszystko narzekasz. Bo przecież rok temu płaciłem tyle, a teraz płacę 30% więcej. I to jest dla nas irytujące. Natomiast czasami musimy zadać sobie takie pytanie – dlaczego jest drożej? Wielu z nas wydaje się, że to widzi mi się właściciela lokalu, który chce zarobić więcej. Nie patrzymy na to z innego punktu widzenia. Nie bierzemy pod uwagę tego, że właścicielowi restauracji też wzrosły koszty…

Prawdziwe paragony grozy?

Może prawdziwe paragony grozy nie pochodzą z restauracji… a ze sklepów? Dziwne – rzadko widuję, żeby ktoś wstawił paragon ze sklepu i skarżył się ile musiał wydać. A przecież to niemal to samo. Tutaj nikomu nie przeszkadza, że jest drożej? Jeśli ty musisz zapłacić w sklepie więcej, niż np. 2 lata temu, to czego oczekujesz? Że właściciel restauracji ma takie same ceny? On też musi się gdzieś zaopatrzyć i też musi zapłacić więcej. Do tego musi zapłacić za prąd, opał, pracownika i tak dalej. I uwaga – tak – tutaj też koszty prowadzenia działalności mogły poszybować w górę. Czasami wystarczy postawić się po drugiej stronie.

Przeczytaj również