Niestety, z każdym dniem nasza waluta – złoty – traci. Za inne waluty płacimy już rekordowo dużo. Na terenie Ukrainy trwa wojna. Ogromnie traci rubel – to wszyscy wiemy. Ale my też nie mamy powodów do zadowolenia, bo nasz złoty dostaje rykoszetem.
Zacznijmy może od złotego względem euro, które wczoraj przebiło swoje maksimum. Był moment, w którym wskaźniki podawały, że za 1 euro trzeba zapłacić 5 zł. Pamiętacie jeszcze ten okres, w którym euro zawsze mnożyło się razy cztery? To nie było wcale tak dawno temu. O tym okresie możemy wszyscy zapomnieć. Dodajmy tylko, że jeszcze na początku lutego euro wahało się w granicach między 4,50 a 4,54 zł. Aktualnie kosztuje 4,99 zł… – wszystkie te dane dostarcza serwis „Bankier.pl”.

I znów – pamiętacie, jak nie tak dawno temu mówiło się, że funt, to złoty razy pięć? Ten przelicznik też nie ma już żadnego sensu. Według portalu „Bankier.pl” funt kosztuje aktualnie 6,01 zł. Na początku lutego to było jeszcze 5,35 zł, stopniowo cena rosła w kierunku 5,50 zł. A zatem znów – podobnie jak w przypadku euro, wzrost po rozpoczęciu wojny na terenie Ukrainy to ponad 50 groszy.

Czy swoje rekordy bije również dolar? Oczywiście, że tak. Jeśli już bawić się w te historyczne przypominki, to pamiętam czasy, kiedy dolar był synonimem mnożenia razy trzy (wcześniej nawet razy dwa). Ale teraz dolar nie ma już nic wspólnego z poziomem 3 zł. Aktualnie – według „Bankier.pl” – kosztuje już 4,59 zł. Na początku lutego kurs utrzymywał się poniżej 4 zł. Potem lekko się podniósł, do 4,05 zł, 4,10 zł… Teraz jesteśmy o włos od pułapu 4,60 zł…

Za wszystko zapłacimy więcej…
Naturalnie nie inaczej jest z frankiem szwajcarskim. Przed rozpoczęciem wojny za franka płaciliśmy jakieś 4,25 – 4,35 zł. Aktualnie kosztuje 4,95 zł – podaje „Bakier.pl”. Zatem tu te wzrosty są jeszcze bardziej widoczne. Niestety, notujemy kolejne rekordy. To nie tylko euro. Wszystko koszmarnie drożeje – dolar, frank, funt…

Nie trzeba dodawać, że będzie to miało – już ma – fatalne konsekwencje. Wszystko jest drogie, a będzie jeszcze droższe. Rozumiecie – nawet jeśli cena jakiegoś importowanego towaru się teoretycznie nie zmieniła u producenta, to my i tak zapłacimy za niego więcej. I to dużo więcej. Wyobraźcie to sobie na przykładzie. Dana osoba co miesiąc zamawia – przykładowo – z Wielkiej Brytanii – 1000 przedmiotów, które kosztują łącznie 1000 funtów.

Ta sama osoba aktualnie musi zapłacić za tę przesyłkę ponad 6000 zł, chociaż jeszcze miesiąc temu dokładnie to samo kosztowało ją 5300 zł. Płaci o 700 zł więcej, chociaż producent nie zmienił ceny. Nadal jeden przedmiot kosztuje 1 funta. A teraz wprowadźcie do tego jakąś skalę. Pomyślcie o ściąganiu do naszego kraju jakichś dóbr, czy surowców, hurtowo. Nie tylko z Wielkiej Brytanii – z całego świata, gdzie walutą jest dolar, czy euro. Nawet jeśli producent nie zmieni ceny – my będziemy z każdym dniem płacić za wszystko więcej.
Może przydałaby się jakaś nowa tarcza antyinflacyjna?
Źródło: Bankier.pl