Szczyt klimatyczny COP26 przyniósł nam wiele niezwykle interesujących wydarzeń. Dla mnie najciekawsza była dyskusja o tym, że samochody spalinowe mają zniknąć wkrótce z dróg. Wiecie o co chodzi – Unia Europejska, fit for 55, ograniczenie emisji dwutlenku węgla, 2035 rok itd. W skrócie plan był do tej pory taki, że do 2035 roku samochody spalinowe mają zniknąć całkowicie z dróg na całym świecie, a już na pewno w Europie.

Natomiast szczyt, na którym pewnie wszyscy mieli sobie uścisnąć ręce i pogratulować kapitalnego pomysłu przyniósł… znaki zapytania. Owszem, pod pomysłem, deklaracją wprowadzenia pakietu zmian podpisało się wiele podmiotów. Ale ważniejsze jest to, które się nie podpisały. Jest to m.in. czterech największych producentów aut na świecie – Volkswagen, Toyota, Renault-Nissan oraz Hyundai-Kia – informuje „Interia”. Jeśli oni się nie zgadzają, to tak naprawdę nie mamy o czym gadać.
Zresztą pod deklaracją nie podpisały się też czołowe kraje świata pod kątem motoryzacji – Niemcy, Chiny, czy USA. Głos płynący z ich strony jest taki, że po prostu, nie ma na taką transformację wystarczająco dużo czasu. Nie ma mowy o żadnym 2035, czy nawet 2040 roku. Przedstawiciele poszczególnych producentów mówią wprost, że nie jest to realne w żadnym stopniu. I powinno nas to wyjątkowo cieszyć.

Unia przegrywa?
Niezwykle istotny jest też inny temat poruszony w kuluarach. Co z tego, że Unia Europejska chce sobie coś przeforsować? Że im nagle spodobał się jakiś pomysł… i co z tego? Wszyscy mają ich słuchać? Pamiętajmy, że unia… generalnie Europa na tle całego świata i innych kontynentów to stosunkowo niewielki, bądź też bardzo niewielki skrawek świata. Żadne zmiany tu nie pomogą, jeśli w Azji, Afryce, czy na Bliskim Wschodzie nie dojdzie do żadnych reform. A zdaniem Toyoty, nie ma tam ku temu sprzyjającego środowiska – podaje „Interia”.

Krótko mówiąc, nikt nie wierzy w żadną elektryfikację tych terenów. Nagła zmiana na auta elektryczne w Azji, Afryce, Ameryce Południowej? Nie – no po prostu nie. Kompletnie w to nie wierzę. A skoro tam do żadnej transformacji nie dojdzie, to nie ma sensu, aby dochodziło do niej gdziekolwiek indziej. I mówię tu zarówno o 2035, 2040, jak i o 2050 roku, który coraz częściej pojawia się w różnych doniesieniach.
Już teraz potężne kraje i potężni producenci mówią całemu projektowi nie. Albo inaczej – wręczają mu żółtą kartkę. Wydaje mi się, że aktualne terminy i harmonogramy zmian nie są możliwe do wprowadzenia. Oby nie były w ogóle. Skończmy tą eko-nagonkę.