Począwszy od 2026 roku każdy nowy samochód sprzedawany na terenie Stanów Zjednoczonych będzie musiał posiadać urządzenie mające na celu sprawdzenie trzeźwości kierowcy – informuje „Interia”. Możliwych rozwiązań w tej sytuacji jest kilka. Nie oznacza to oczywiście, że wszędzie pojawi się alkomat. Natomiast takie rozwiązanie też ma być testowane.

Kilka razy rozmyślałem już nad możliwością połączenia takiego alkomatu z rozrusznikiem. To znaczy – jeśli dmuchniesz i wynik będzie odpowiedni, będziesz mógł odpalić samochód i pojechać dalej. Jeśli zaś badanie alkomatem wykaże, że dana osoba jest pod wpływem alkoholu, wtedy samochodu uruchomić nie będzie mogła. Oczywiście tak miałoby to działać w dużym uproszczeniu, bez wdawania się w szczegóły.
Istnieje już przecież coś takiego, jak immobiliser alkoholowy, często nazywany alkoholową blokadą zapłonu. Takie urządzenie składa się z dwóch elementów – miernika alkoholu oraz całego systemu, oprogramowania które ma zezwolić, bądź nie zezwolić na zapłon silnika. Więc zanim kierowca będzie mógł odpalić samochód, musi dmuchnąć w alkomat. Obecnie takie rozwiązanie jest stosowane – również w naszym kraju – wobec osób starających się odzyskać prawo jazdy po wcześniejszym odebraniu uprawnień za jazdę po alkoholu.

Dobra zmiana?
Oczywiście jak wspominałem – to nie muszą być koniecznie alkomaty. Istnieją również systemy monitorujące zachowanie kierowców. Taki system potrafi rozpoznać na co patrzysz, czy zachowujesz odpowiednią uwagę, czy nie jesteś senny, bądź w jakiś sposób otępiony – informuje „Interia”. Taki system naturalnie rozpozna, że coś jest z kierowcą nie tak. Wtedy – jeśli nie zareagujemy na powiadomienia, komunikaty – włącza światła awaryjne, zjeżdża na pobocze i zatrzymuje samochód.
Wszystko, co ma wyeliminować pijanych kierowców z dróg, to dobra zmiana. Nawet byłbym bardziej za tą alkoholową blokadą zapłonu. Ale pamiętajmy – na razie to tylko Stany Zjednoczone i dopiero 2026 rok. Kiedy nasi politycy wpadną na pomysł podobnych zmian? Oby jak najprędzej.