Dodatek. Pieniądze. Świadczenia. Programy socjalne. Plusy. Bony. Mam wrażenie, że od kilku lat nasz świat kręci się wyłącznie wokół tego, co możemy „dostać” od państwa. Zapominamy w tym wszystkim, że tak naprawdę dostać nie możemy nic. Sami to finansujemy – ze swoich pieniędzy – codziennie płacąc podatki. Czy te obietnice nowych świadczeń są zatem czymś dobrym… czy też niezupełnie?
Będzie nowy dodatek?
Portal „money.pl” pochwalił się niedawno czymś, co nazywa się „licznikiem obietnic wyborczych”. Jest to „szacunkowa suma kosztów wszystkich obietnic wyborczych, złożonych przez komitety wyborcze w okresie trwania kampanii wyborczej”. Szacunkowa suma, która na dzień 11 września 2023 roku wynosiła… ponad 802 miliardy złotych. Tyle to wszystko kosztowałoby polskiego podatnika, jeśli te wszystkie obietnice rzeczywiście zostałyby zrealizowane. Podatnika – bo to ty się składasz na budżet tego kraju.

„Karuzela obietnic wyborczych pędzi w zawrotnym tempie, komitety wyborcze złożyły już obietnice na setki miliardów złotych. Politycy nie mają swoich pieniędzy, rozdają więc pieniądze z podatków obywateli i przyszłych pokoleń. O tym też są te wybory! Misją dziennikarzy jest patrzenie władzy na ręce. Money.pl wspólnie z Forum Obywatelskiego Rozwoju prezentuje „Licznik obietnic wyborczych”. To nasz wspólny obywatelski projekt, który udostępniamy dla każdego. Obiecujemy, że będziemy liczyć dalej” – napisał Łukasz Kijek, szef redakcji „money.pl” na stronie licznika.
Wszystko to nazwał słowami „Rozdawnictwo plus. Wyścig na obietnice wyborcze”. W pewnym sensie trochę tak jest. Kampania wyborcza może być traktowana jako swego rodzaju wyścig na obietnice i na to, kto rozda więcej pieniędzy. Na dzień 11 września koszty obietnic wyborczych – w zależności od partii – sięgały od 216 do 120 miliardów złotych. Oczywiście nie we wszystkich przypadkach są to jakieś nowe dodatki, czy programy socjalne. Natomiast mimo wszystko są to propozycje, a raczej obietnice, które niosą za sobą dodatkowe koszty.
Warto wziąć to pod uwagę…
Dlatego ja osobiście polecam wam, abyście dobrze przygotowali się do tych wyborów. Abyście dokładnie przestudiowali programy wyborcze kolejnych partii i zastanowili się, na kogo tak naprawdę chcecie oddać głos. W niektórych przypadkach może się okazać, że ten, kto proponuje i obiecuje najwięcej, niezupełnie musi być dobrym wyborem. Zależy, jak postrzegasz świat. Czy znowu chcesz coś „dostać” – a nawet więcej, niż poprzednio, czy też może nie chcesz więcej się na to wszystko składać?
Takie strony, jak licznik obietnic wyborczych, coś nam mówią. Unaoczniają nam, że obietnice wyborcze kosztują. Kosztują nas – podatników. „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy” – powiedziała kiedyś słynna Margaret Thatcher. Warto mieć to na uwadze i warto pomyśleć, ile w tym jest prawdy. To realnie może wpłynąć na to, na kogo oddamy 15 października swój głos.
Wydatki są konieczne…
Czymś zrozumiałym i oczywistym jest, że wydatki są konieczne i potrzebne. To nie jest tak, że są to obietnice, które niczego nie wniosą. Kwestia w tym, aby rozgraniczyć – co tak naprawdę jest nam potrzebne, a co nie do końca? Jaka inwestycja będzie dla nas korzystna, a jaka nie? Oprócz wiedzy na temat tego, ile jaka obietnica może nas kosztować, warto rozgraniczyć tutaj, jak istotne i potrzebne są to inwestycje.