Kolejny wypadek. Pseudo rajdowiec pomylił drogę z odcinkiem specjalnym. Nie potrafią jeździć?

Kolejny dzień – kolejny wypadek na polskich drogach. Jasne – ktoś powie, że codziennie na drogach dochodzi do wypadków. Oczywiście! Ale mówimy tu o pewnej konkretnej grupie takich zdarzeń. O sytuacjach, w których kierowcy – zazwyczaj młodemu – wydaje się, że jest rajdowcem. Że ma szybki samochód i jest nieśmiertelny. Wydaje mu się, że właśnie jest na odcinku specjalnym, albo na torze wyścigowym i ktoś będzie mierzył mu czas. Poszukuje tym aprobaty i poklasku wśród znajomych, a może znaleźć… śmierć.

wypadek wypadki samochód umiejętności potrafisz
Podaj dalej

Znów wypadek. To kolejny tekst, który niczego nie zmieni.

Co za okres. Co kilka dni otrzymujemy informację o tym, że znowu miejsce miał jakiś wypadek. W zasadzie, to nie „jakiś”. Młode osoby, którym wydaje się, że są nieśmiertelne, roztrzaskują się na drzewach. Szukając aprobaty, poklasku i uznania wśród znajomych, znajdują śmierć. A jeśli nie, to gwarantują sobie bardzo poważne problemy i długi okres spędzony w szpitalu, albo kalectwo. Ktoś tak bardzo chce usłyszeć, że jest „prze ch*jem” i kozakiem, że wyłącza myślenie. Wyłącza go w taki sposób, że już nigdy więcej może go nie włączyć. Nawet, gdyby bardzo tego chciał.

wypadek
Pixabay

Nie będę tutaj zgrywał świętego, który zawsze w terenie zabudowanym jeździ 50 km/h. Moim zdaniem tacy kierowcy po prostu nie istnieją. Nie ma tu świętych i każdy ma coś za uszami. Jeden trochę bardziej, drugi trochę mniej. W pewnym sensie taka pogoń za adrenaliną, rozrywką i prędkością od zawsze towarzyszy ludziom. Tylko, że jedni potrafią ją hamować, a drugim to się nie udaje. Jak stwierdziłem na początku – nie będę zgrywał świętego, bo i mnie samemu zdarzało się przesadzać. Sam byłem takim idiotą. Na szczęście przez bardzo krótki okres.

Prędzej czy później każdy zaczyna rozumieć, że to droga donikąd. Donikąd… albo po prostu – na cmentarz. Tylko, że na tym cmentarzu to nie ty będziesz kogoś odwiedzał 1 listopada, tylko ludzie będą tam odwiedzali ciebie. Ludzie, którzy cię kochają i którym swoim zachowaniem zniszczysz resztę życia. Nie myślimy o tym, bo zawsze jesteśmy pewni, że nam nic złego się nie wydarzy. Zawsze myślimy, że problemy dotyczą innych, ale nigdy nie przytrafią się nam samym. To normalne…

Lepiej to zrozumieć wcześniej, niż później.

Oczywiście – lepiej to jednak zrozumieć prędzej, niż później. Są tacy, którzy nie zrozumieją tego nigdy. Mam wrażenie, że niektórzy ludzie mają wycięty jakiś receptor w mózgu, który odpowiada za poprawne odczytanie momentu, w którym przekraczamy cienką granicę ryzyka. A może to po prostu głupota i brak wyobraźni? Nie mamy pojęcia, że na wąskiej drodze przy wysokiej prędkości wystarczy ułamek sekundy i nas nie ma na tym świecie. Ach – no tak, zapomniałem. To innym się przytrafiają takie rzeczy, a nie nam. My jeździmy szybko, ale bezpiecznie. Tfu.

Cmentarze są pełne tych, którzy jeżdżą szybko, ale bezpiecznie. W twojej kwestii leży to, żebyś nie był następnym. Mam pełną świadomość tego, że ten tekst zupełnie niczego nie zmieni. Nie dotrze nawet do tych, do których powinien. Nikt nie weźmie sobie do serca tego, co ktoś napisał w internecie. Takie wypadki się zdarzają i będą się zdarzały. I żadne takie artykuły, dyskusje w telewizjach i ciągłe powtarzanie, że to przez to, że nie ma torów, niczego nie zmienią. Przestańmy żyć w utopii.

Jeśli ktoś chce… to i tak to zrobi.

To, czy w Polsce są jakieś tory, czy nie, nie ma dla tych ludzi żadnego znaczenia. Im nie chodzi o to, aby iść na tor i się sprawdzić w normalnych warunkach. Litości – przecież wie o tym każda trzeźwo myśląca osoba. Im chodzi o to, aby zrobić to w sposób nielegalny. Nocą, na ulicy, w mieście, na drodze publicznej. Ze znajomymi, pod wpływem alkoholu, czy narkotyków – bez znaczenia. Na miłość boską – tu nie chodzi o to, że gdzieś nie ma toru i on nie ma gdzie sprawdzić samochodu.

Są tory, są amatorskie imprezy. I jestem przekonany o tym, że każdy taki pseudo rajdowiec po wizycie na takiej imprezie by się załamał i wrócił z płaczem do domu. Każdemu się wydaje, że jest taki szybki i znakomity technicznie, a potem zapisuje się na zawody i objeżdża go jakiś facet w Maluchu, Seicento, albo starym Saxo. Dokładnie tak to zazwyczaj wygląda w takich sytuacjach. Aspiracje nagle się kończą, nagle ktoś sobie uświadamia, że nie potrafi jeździć. A już w ogóle nie mówiąc o jakiejkolwiek szybkiej jeździe.

Taka wizyta na takich zawodach potrafi wyleczyć bardzo szybko. Tylko tym ludziom nie chodzi o to, aby robić to bezpiecznie. Muszą sami do tego dojrzeć, chociaż oczywiście nie wszystkim się to uda. Za każdym razem, kiedy ktoś sili się na rozwiązanie takiego problemu, jest to bez sensu. To trzeba po prostu zrozumieć samemu. Nie da się rozwiązać tego problemu odgórnie. Przepisami, czy inwestycjami w tory. Jeśli ktoś będzie chciał, to i tak roztrzaska się o drzewo.

Przeczytaj również