Unia Europejska w ostatniej chwili zmieniła przepisy i teraz rządzący z Brukseli chcą dopuścić do użytku paliwo, które kosztuje obecnie około 12 zł/litr. Choć brzmi to fatalnie, może być tak naprawdę dobrą wiadomością dla kierowców – ale dopiero w dłuższej perspektywie. Tak naprawdę żadna rozsądna osoba nie może stwierdzić, co wydarzy się za kilka tygodni, nie mówiąc już o latach. Co czeka zatem kierowców?
Nowe paliwo jest dziś kuriozalnie drogie

Nie ma na świecie człowieka, który jest w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, jaka technologia napędu będzie optymalna z każdego możliwego punktu widzenia w przyszłości. Mimo to jednak, Unia Europejska cały czas próbuje. Na szczęście w ostatniej chwili elektromobilnym wysiłkom sprzeciwiły się Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi domagali się możliwości utrzymania sprzedaży silników spalinowych, o ile będą one na paliwo syntetyczne. Te nie emituje bowiem do atmosfery nowych emisji CO2.
Z pewnością nie jest to zbawienie, a optymalna ścieżka może pojawić się gdzieś zupełnie indziej. Ale przynajmniej otwiera drogę do różnych rozwiązań. Nikt bowiem nie wie, co może się wydarzyć. Paliwo syntetyczne za 12 lat może być już dużo lepszym rozwiązaniem dla mas niż samochody elektryczne. Możliwe też, że będzie to bardzo drogie rozwiązanie, na które stać będzie tylko najbardziej zamożnych.

Właściwie na tym można by zakończyć racjonalną debatę, ale aktywiści są bardzo niezadowoleni z ostatnich poczynań UE. Nie byliby sobą, gdyby nie potępili decyzji opierając się na zerowych argumentach. Organizacja Transport & Environment nie poradziła sobie z furtką dla samochodów napędzanych na paliwo syntetyczne. Zaczęła rzucać błotem na te paliwo, przy okazji wychwalając samochody elektryczne. Choć przyszłe zastosowanie obu jest co najmniej podobnie niepewne.
Nie można zamykać się na żadną drogę
T&E twierdzi, że paliwo syntetyczne to „niezwykle kosztowna technologia, która będzie praktycznie niedostępna”. A wysiłki UE zmierzające do wprowadzenia samochodów elektrycznych załamią się z tego powodu.

Aktywiści domagają się elektryków, choć „niedrogi i praktyczny elektryk” wciąż jest mrzonką. Obietnice obniżenia cen akumulatorów są nieustannie odkładane, a elektryki jeśli już, to drożeją. Energii elektrycznej brakuje, a trzeba przyznać że wcale nie jest ona tak czysta, jak przedstawiają to ekolodzy. Nawet bez podatków benzyna czy olej napędowy może być tańsze niż ładowanie.
Wydaje się, że paliwo syntetyczne ma duże szanse, aby zyskać na popularności. Samochody już istnieją, infrastruktura również. Wystarczy je wyprodukować w wystarczającej ilości i w akceptowalnej cenie. Dziś jest ono faktycznie bardzo dirge, ale zwiększenie produkcji może oznaczać zmniejszenie kosztów. Jeśli więc obecnie produkcja kosztuje od 3,5 do 7 dolarów (od 15 do 30 zł), to w przyszłości z łatwością może być tańsze o połowę i więcej. To sprawi, że będzie kosztować tyle samo, co obecne paliwo (bez podatków). W ten sposób pomoże to jednak podwójnie, oprócz ograniczenia emisji podczas eksploatacji, utylizacji będzie też sporo odpadów, z których można wyprodukować paliwa syntetyczne.