Szef Renault przyznał, że nowe przepisy Unii Europejskiej to kompletna bzdura. Samochody benzynowe i typu Diesel po wprowadzeniu normy emisji spalin Euro 7 będą dużo droższe – w zamian za nic. Komisja Europejska ma sformułować nowe przepisy jeszcze w lipcu tego roku. Co czeka nas, kierowców?
Nowe przepisy to gwóźdź do trumny silników spalinowych

Norma emisji spalin Euro 7 to jeden z gwoździ do trumny samochodów benzynowych i typu Diesel. Luca de Meo, były szef Seata i obecna głowa Renault, to człowiek bardzo pragmatyczny. Potrafi podejmować racjonalne decyzje, które mogą przynieść długoterminowe korzyści tej czy innej firmie.
De Meo jeszcze kilka miesięcy temu deklarował, że Francuzi będą sprzedawać tylko samochody elektryczne. Teraz jednak krytykuje UE za wprowadzenie zbyt dużych nacisków na benzynę i Diesel. Mają one jego zdaniem nie przynieść oczekiwanych korzyści.
W rozmowie z portalem Autokar wypowiedział się o zbliżającej się normie emisji spalin Euro 7. Ma ona wprowadzić m. in. stały monitoring do wszystkich nowych samochodów z silnikami benzynowymi czy typu Diesel.

Benzyna czy Diesel będą dużo, dużo droższe
Z jednej strony UE walczy z emisją CO2, ale obecnie nie mają one nic wspólnego z normami Euro. Wszystko dlatego, że dwutlenek węgla w normalnych stężeniach nie jest bezpośrednio niebezpieczny. Nie chodzi więc o emisje CO2, a o zużycie, które regulowane jest oddzielnie. Ponadto, normy Euro regulują emisje zanieczyszczeń takich jak NOx. Jeśli więc Unia planuje zakazać silników spalinowych w 2035 roku, to CO2 nie ma tu wiele do rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że niezależnie od ilości spalin CO2, UE chce zadać cios benzynie i Dieslowi dużo wcześniej.
Szef Renault potwierdził to w swoim wywiadzie. Benzyna i Diesel są dziś tak czyste, że spełniają już bardzo rygorystyczne normy Euro 6d. Ale UE chce iść dalej. Choć projekt o nazwie Euro 7 nie jest jeszcze sfinalizowany, wiemy o nim bardzo dużo. Będzie np. wymagał zgodności z normami nawet na zimno czy przy dużym obciążeniu silnika.

Szef Renault nie ma wątpliwości
To oznacza, że spełnienie tych norm będzie albo niemożliwe, albo bardzo drogie. W rezultacie producenci sami zrezygnują z silnika benzynowego czy typu Diesel, lub będą one dostępne tylko za sporą dopłatą. Dzięki temu UE osiągnie swój cel – samochody elektryczne staną się bardziej atrakcyjne.
De Meo jest jednak przekonany, że Euro 7 nie przyniesie prawie żadnych realnych korzyści. Według niego emisje zmniejszą się o 3-4% w zamian za ogromne inwestycje, co po prostu nie ma sensu. – Będą one kosztować nas około 1 miliarda euro w postaci inwestycji w badania i rozwój. A klienta około 1000 euro na samochód. Są inne miejsca, w których mógłbym zainwestować te pieniądze z lepszym efektem.