Jedną z największych zalet najnowszych samochodów z połączeniem do internetu jest możliwość bezprzewodowego wydawania aktualizacji. Oznacza to, że samochód ciągle pozostaje w kontakcie i ma najświeższe możliwe oprogramowanie. Tym samym można naprawić część rzeczy bez wizyty u dealera, a kierowcy mają nawet możliwość zdalnego zakupu aktualizacji. Ale jak twierdzi pewna grupa kierowców, to może być miecz obusieczny. 

Duże odszkodowanie dla właścicieli?

W zeszłym tygodniu kilku właścicieli Tesli Model S i X złożyło pozew przeciwko producentowi. Ich samochód po najnowszej aktualizacji miał dużo mniejszy zasięg. A w niektórych przypadkach rzekomo zmusiła właścicieli pojazdów do zakupu nowej baterii. 

Kierowcy twierdzą, że aktualizacje oprogramowania wydane przez Teslę znacznie zmniejszyły zasięg. Samochód, zgodnie z pozwem, pokazywał nawet o 20% mniej dostępnych do przejechania kilometrów. Niektórzy właściciele zgłaszali nawet całkowite awarie akumulatorów, co wymagało od nich wydania 62 000 zł na nowy zestaw akumulatorów. 

Właściciele twierdzą, że aktualizacje forsowane przez Teslę były przyczyną spadku zasięgu i awarii baterii. Niektóre strony twierdziły również, że właściciele nie mogli odrzucić tych aktualizacji, gdy ich pojazdy były podłączone do Wi-FI. 

Samochód nie może ingerować sam w aktualizacje

W pozwie zarzuca się w szczególności, że pojazdy Tesli są „chronionymi komputerami”. Automatycznie instalując aktualizację, Tesla narusza prawa właścicieli, a tym samym ustawę o oszustwach i nadużyciach komputerowych. 

To nie pierwszy raz, kiedy Tesla stanęła w obliczu procesu sądowego w związku z aktualizacjami oprogramowania. W 2021 roku Tesla została zmuszona do wypłaty ponad 1,9 miliona dolarów grupie 1700 właścicieli Modelu S, którzy złożyli podobne roszczenie. 

W ramach tego pozwu, oprócz zadośćuczynienia pieniężnego, prawnicy domagają się nakazu sądowego, który uniemożliwiłby Tesli „jednostronną aktualizację oprogramowania lub modyfikację działania” pojazdów bez zgody właściciela.