Gdy myślimy „złom”, naszym oczom ukazują się sfatygowane, 30- albo i więcej letnie samochody, które po prostu zagrażały już bezpieczeństwu, więc musiały zostać zutylizowane. Albo nie było do niech części zamiennych, albo po prostu zeżarła je rdza. I tak było jeszcze do niedawna, kiedy samochody z silnikami spalinowymi służyły kilku właścicielom przez setki tysięcy kilometrów. Ale w przypadku elektryków sytuacja jest zgoła inna.
4-miesięczny elektryk na złom
To, że samochody elektryczne nie są wcale tak ekologiczne, jak chcieliby wierzyć w to unijni politycy, wie chyba każdy rozsądny człowiek. Produkcja, składowanie, czy utylizacja baterii i akumulatorów do elektryków pochłania ogromne ilości CO2, nie mówiąc już o potrzebnych surowcach do wyprodukowania prądu. Ale 4-miesięczny elektryk, który trafił na złom, to już absolutne kuriozum.
Taką sytuację przeżył niedawno pewien kierowca z Norwegii, który swoim nowiutkim MG5 wjechał w otwartą studzienkę. Jej pokrywa utknęła między kołem a akumulatorem, a naprawa kosztowałaby około 400 000 zł. Czyli 2,5-krotność tego, ile kosztuje nowy samochód.
Markus, który swojego nowego MG5 miał przez zaledwie 4 miesiące, przypadkowo najechał na luźną pokrywę włazu na placu robót drogowych w Norwegii. Do zdarzenia doszło mimo, że jechał poniżej dozwolonej prędkości. – To wydarzyło się między trzecią a czwartą po południu i był duży ruch. Podczas delikatnego skrętu w prawo uderzyłem w niebezpieczną studzienkę, która pojawiła się pod moim samochodem – powiedział kierowca dla portalu Motor.no.
Samochód trafił do serwisu i wtedy się zaczęło
Jedno z kół samochodu zablokowało się, a osłona studzienki zaklinowała się między przednim kołem samochodu, a akumulatorem. Dzięki chłodnemu umysłowi, Markus bezpiecznie zatrzymał samochód. Kiedy cofał, pokrywa odpadła i dzięki temu mógł bezpiecznie dojechać do domu. Po drodze nie zapaliła się żadna lampka ostrzegawcza.
Następnie kierowca skontaktował się ze swoim warsztatem MG i przekazał samochód do naprawy. Okazało się, że skrzynka z akumulatorami jest uszkodzona. Po wstępnych oględzinach do wymiany był również sam akumulator oraz zawór bezpieczeństwa.
Koszty naprawy wraz z częściami wyniosłyby… oszałamiające 400 000 zł, czyli prawie 2,5 raza więcej, niż 4 miesiące wcześniej mężczyzna zapłacił za swój nowy samochód. – Nigdy wcześniej nie widziałem takich sum.
Uszkodzenie skończyło się tym, że jego stary elektryk trafił na złom, a mężczyzna otrzymał nowego MG5. – Uważam, że jest to niedorzeczne i trzeba wydobyć to na światło dzienne – powiedział Markus, który mimo wszystko jest zadowolony z nowego samochodu i usług, jakie otrzymał.