Co jeszcze zawiera ta opcja?
Oprócz tarcz wykonanych z węglika krzemu, otrzymujemy potężne zaciski hamulcowe. Te z przodu mają aż 6 tłoczków, a te z tyłu 4. To sporo, biorąc pod uwagę fakt, że konwencjonalne mają tylko 2 tłoczki. Wysoka cena takiego zestawu nie powinna nikogo dziwić. Tarcze ceramiczne nigdy nie były tanie. Niezależnie od producenta aut, zawsze kosztują potężne pieniądze. Jednak z drugiej strony, mało jest firm, które oferują tego typu rozwiązanie w aż tak zawrotnej cenie.

Po co stosuje się tego typu hamulce?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Tego typu układ hamulcowy jest znacznie wydajniejszy w ekstremalnych warunkach. Jest to szczególnie ważne dla kierowców, którzy lubią upalać swoje auta na torze wyścigowym. Czy typowy użytkownik Tesli zabierze swoje auto w takie miejsce? Raczej nie. Jednak pewnie znajdzie się niewielka grupa maniaków sportowych doznać, którzy zdecydują się na takie testy swojego auta. Tego typu hamulce mają jeszcze jedną bardzo istotną zaletę, są ponadprzeciętnie trwałe. Starczają na znacznie dłużej niż układ konwencjonalny. To również może przekonać niektórych klientów.
Czy wyjazd autem elektrycznym na tor ma sens?
Naszym zdaniem tak, ale pod warunkiem, że nie planujcie jeździć tam nim na 100 procent. Przy szybkim pokonywaniu toru, baterie bardzo szybko się rozładują. O ile w przypadku auta spalinowego upalanego w takim miejscu, kiedy zabraknie ,,energii’’, wystarczy pojechać na najbliższą stację benzynową. Z ładowaniem pojazdu elektrycznego na torze może być problem. Tym bardziej, że tory wyścigowe zwykle są oddalone od większych aglomeracji miejskich i trudno tam znaleźć ładowarkę.

Ewentualną deską ratunku w takim przypadku będzie zamówienie lawety. Dlatego wybierając się autem elektrycznym na tor, warto dwa razy się zastanowić i dobrze to przemyśleć. Z drugiej strony, może być to dość ciekawe przeżycie. Tesla Model S jest dość dobrze wyważona, więc może całkiem dobrze prowadzić się podczas pokonywania zakrętów.
fot. pixabay