Zwinni wikingowie

Na przestrzeni lat imprezy organizowane przez prywaciarzy stały się niezwykle łakomym kąskiem dla wszystkich zawodników – świetny klimat, atmosfera i rozsądne koszty wpisowego to główne zalety, a dodając do tego średnią na poziomie 40 km oesowych dostajemy serię, w której często listy pękają w szwach.

Zwinni wikingowie
Podaj dalej

Jedną z organizacji tworzących takie właśnie imprezy jest Bielawska Grupa Motorsport. Sam pomysł na jej założenie to dzieło Szymona Mazura. Podczas kiedy w okolicy prężnie działały już Rajdowy Jugów, czy Walim, Mazur postanowił pójść o krok dalej i wszystko to sformalizować. Jednym z najważniejszych punktów całego projektu była wizyta w bielawskim ośrodku sportu i rekreacji, gdzie wspólnie z ówczesną panią dyrektor Ewą Zalewską udało się sformalizować BGM jako stowarzyszenie. Po chwili do całego pomysłu zaczęli dołączać kolejni ludzie, który wspólnie do teraz tworzą ten projekt.

Wszystko zaczęło się, kiedy miałem cztery lata i tata zabrał mnie na rajd. Później sytuacja wyglądała już tak, że byłem wszędzie, gdzie coś się działo. Jeździłem z przyjaciółmi, oglądaliśmy te rajdy, a po chwili pojawiły się Kamionki, Jugów, Walim – wspomina Szymon Mazur. W końcu nadeszła szansa, abym i ja wystartował w tych zawodach. Podobała mi się sama idea – nie było przy tym wszystkim PZM, nie było całego nadęcia i poważnego klimatu. Pojechałem więc na rajdzie u Waldka (Kołodzieja) i kiedy rozmawialiśmy, często mówiłem mu co można zmienić, co poprawić. Waldek powtarzał mi, że to wszystko nie jest takie łatwe, żebym sam spróbował jaki to ciężki kawałek chleba. Wtedy w mojej głowie zakiełkowała myśl: a właśnie, że tak! Zrobię to po swojemu. Założyciel Bielawskiej Grupy Motorsport często podkreślał, że najważniejsze jest dla niego dobro rajdów. Najważniejsi są zawodnicy i ich dobra zabawa. I takie właśnie podejście organizatorów prywatnych mistrzostw jest w tym wszystkim istotne – do uczestników swoich imprez podchodzą jak do przyjaciół, a nie jak do partnerów biznesowych. Jednego dnia organizuję dla nich zawody, a drugiego stoję gdzieś razem z nimi i oglądamy rajdy – mówi Mazur.

Od przyszłego sezonu z nazwy pucharu prawdopodobnie odejdzie też nazwa amatorski, bo: – jaki to amatorski? Dla mnie zawodowcem jest ten, który zarabia na tym pieniądze. Ile mamy takich w naszym kraju? Kajetanowicz, Kubica? Coraz częściej mówi się, że RSMP są już cyklem amatorskim, i chyba jest w tym sporo prawdy. Czy wyznacznikiem zawodowstwa jest licencyjny plastik? Prywatne imprezy organizowane przez takie stowarzyszenia jak nasze coraz bardziej się profesjonalizują i nie ma tutaj miejsca na przypadek. Jedyną różnicą jest to, że w mistrzostwach Polski część zawodników wsiada do auta i jedzie niczym się nie przejmując, a w naszych imprezach uczestnicy żyją tym dniami i nocami, pracują po to, aby kupić sobie felgi, nowe opony, aby wsadzić coś fajnego do samochodu, czy poprawić zawieszenie, a kiedy wracają już do domu idą do garażu i dłubią i kręcą tak, aby ich maszyna coraz bardziej przypominała tę wymarzoną. Zacięcie sportowe wszyscy mamy jednakowe, a to, gdzie jeździmy, to tylko różnica grubości portfela – twierdzi pomysłodawca BGM – dla mnie najważniejsze jest to, że wszyscy mamy w tym jedną pasję, wszyscy mamy jednego hopla, jesteśmy na tym punkcie zakręceni i robimy to w genialnej atmosferze, w klimacie, którego rajdom na wyższym poziomie od dawna brakuje. Wystarczy poparzyć na strefy serwisowe, u nas jedni chodzą do drugich, rozmawiają, śmieją się, wzajemnie pożyczają sprzęt, a na wyższym szczeblu często koniec maty pod własnym samochodem jest niczym płot pomiędzy wrogimi sobie sąsiadami – zakończył Mazur. Ciężko się z taką opinią nie zgodzić i widać to nawet w zachowaniu kibiców. Rundy RSMP coraz częściej świecą pustkami i ciężko przechodząc odcinek kilku kilometrów uświadczyć jakąś żywą duszę wyłączając z tego grających w gry na telefonie safety. Spora część kibiców wybiera amatorki, bo właśnie tam można coraz częściej poczuć odpowiedni, sportowy klimat.

W sezonie 2017 Bielawska Grupa Motorsport wspólnie z Rajdową Kotliną zorganizowała cztery rajdy Amatorskiego Rajdowego Pucharu Ziemi Zachodniej – jedna impreza odbyła się w Pieszycach, jedna w Dzierżoniowie, dwie w Lądku Zdroju. Wszystkie te imprezy oscylowały w granicach 40 km oesowych, rozpoczynając się zazwyczaj od sobotniego prologu, kończąc na trzech oesach przejeżdżanych trzykrotnie w niedzielę. W tym sezonie nowością był wyścig górski zorganizowany w Rościszowie. Organizator postanowił korzystać z tego, że wokół ma trzy słynne rajdowe przełęcze – Rościszów, Kamionki oraz Jodłownik. Na wyścig składał się jeden podjazd treningowy i cztery wyścigowe i z tego co wiemy, w przyszłym sezonie planowane są kolejne tego typu imprezy. Format rajdów zazwyczaj jest bardzo podobny – zawody są dwudniowe – w sobotę około godziny 9.00, czy 10.00 rozpoczyna się odbiór administracyjny, badanie kontrolne i zawodnicy mogą od razu jechać na zapoznanie z trasą. Tutaj zauważamy pierwszy ukłon w stronę uczestników – odbiór administracyjny coraz częściej wykonywać można online, a godziny otwarcia biura są takie, aby zawodnicy z dalszych rejonów mogli spokojnie dotrzeć na miejsce bez zarywania nocy. Zapoznanie z trasą trwa zazwyczaj do godziny 15.00, a około 16.00 rusza prolog, który jest krótki i czasami rozgrywa się w centrum miasta, tak jak było to podczas najbardziej znanej imprezy BGM – Rajdu Wikinga. Pierwszy dzień kończy się około godziny 19.00 zostawieniem samochodu w parku zamkniętym, a niedzielnego poranka rozpoczyna się prawdziwe ściganie.

Ze względu na to, że zawody stają się coraz bardziej profesjonalne, niektórzy chcieli grać nieczysto. To sprawiło, że organizator zmuszony jest do powrotu do tradycyjnych punktów kontroli czasu: – w tym sezonie nie mieliśmy PKC, wiedziałem, że to ludzkie podejście. Zawodnicy przecież pracują ciężko, aby nazbierać na upragnione starty i wszyscy oczekują, że przejadą te kilkadziesiąt kilometrów. Byłoby niesprawiedliwym, gdyby coś na samym początku się zepsuło i załoga miałaby przekreśloną zabawę i cenne kilometry. Dlatego też postanowiliśmy podejść do sprawy łagodnie, jednak pojawili się tacy, którzy zaczęli ten przepis wykorzystywać i nasze dobre chęci odwróciły się przeciwko nam. Niektórzy uczestnicy specjalnie opóźniali swój wyjazd, pracując wciąż nad strategią dotyczącą m.in. zmiany opon. Dlatego zdecydowaliśmy, że PKC muszą powrócić. – powiedział Mazur.

Na imprezach pojawia się średnio 90 załóg, a przekrój samochodów jest naprawdę duży. Naturalnie najwięcej jest Cinquecento i Seicento, ale pojawiają się też niesamowite projekty, jak przepotężny Peugeot, Corsa, czy też rozwijane do granic możliwości czterołapy. Imprezy Bielawskiej Grupy Motorsport są kolejnymi, które mówią nam, że rajdy amatorskie w Polsce są i mają się bardzo dobrze.

 

Przeczytaj również